Planuję w przyszłym roku wybrać się na rekonstrukcję pod Grunwaldem, więc już teraz zaczynam mysleć o skompletowaniu stroju na tydzień. (Aaaa!! ty-dzień, całe sie-dem dni, jak ja to wytrzymam, ile ja giezeł muszę wziąć??) Na razie zamieszczę listę rzeczy do skompletowania, wraz z postępami:
- buty (rzemieślnik właśnie je kończy)
- buty zapasowe, w razie przemoczenia, rozdarcia pierwszych (są)
- giezła (3 sztuki z małym dekoltem mam, jedno z głębokim wycięciem kończę, przydałoby się jeszcze jedno na ramiączkach)
- suknia spodnia dworska (wykrojona wczoraj w 50%, z granatowego jedwabiu)
- suknia spodnia robocza (brak)
- suknia wierzchnia dworska (brak)
- płaszcz plus kapturek (brak)
- fartuch do pracy (brak)
- komplet chust i czepków na głowę (w zasadzie brak, aczkolwiek mam kilka rąbków i podwik bez ozdób, ale i tak muszę uszyć kilka nowych kompletów)
W miarę pojawiania się kolejnych elementów garderoby, będę się chwalić fotografiami. Dużo szycia, ale jest jeszcze prawie rok. Jak się zdaje, więcej będzie czytania i poszukiwania źródeł. Dla przykładu, dręczy mnie ostatnio pytanie: jak się ma len w granatową, niezbyt regularną kratę, do stroju "okołogrunwaldzkiego"??
wtorek, 31 lipca 2012
poniedziałek, 30 lipca 2012
Znów przepis średniowieczny z Godecookery
W weekend bawiłam na wyjeździe historycznym, więc po powrocie miałam mnóstwo prania, oliwienia, szorowania i woskowania, ale uporałam się z konserwacją i znalazłam chwilkę na wypróbowanie nowego przepisu z Godecookery, czyli czternastowiecznych, angielskich ciasteczek "Tourteletes in fryture". Moja wersja wyglądała tak:
mąka
woda
sól
figi suszone
olej
miód
pieprz
kurkuma
imbir
cynamon
ciasto "podpłomykowe" (mąka tortowa pół na pół z krupczatką, sól, woda "na oko", wyrobione aż przypomina ciasto na pizzę lub pierogi) rozwałkowałam na placuszek i wykroiłam szklanką dużo kółeczek.
Pół paczki fig chciałam rozdrobnić w blenderze... Ale okazało się, że trzeba je w tym celu lekko rozgotować z odrobiną wody
Przepyszne i "wciągające" na gorąco lub na zimno.
mąka
woda
sól
figi suszone
olej
miód
pieprz
kurkuma
imbir
cynamon
ciasto "podpłomykowe" (mąka tortowa pół na pół z krupczatką, sól, woda "na oko", wyrobione aż przypomina ciasto na pizzę lub pierogi) rozwałkowałam na placuszek i wykroiłam szklanką dużo kółeczek.
Pół paczki fig chciałam rozdrobnić w blenderze... Ale okazało się, że trzeba je w tym celu lekko rozgotować z odrobiną wody
Dodałam przyprawy: po równo pieprzu białego, imbiru i cynamonu i duużo
kurkumy dla koloru.
Nałożyłam farsz na co drugie kółko, jak na pierogi,
przykryłam pozostałymi kółkami, docisnęłam każde w dłoniach.
Smażyłam
na głębokim oleju z pestek winogron, odsączone podlałam ciepłym miodem. Przepyszne i "wciągające" na gorąco lub na zimno.
środa, 25 lipca 2012
For to make chireseye
Dziś trafiło do mnie mnóóstwo wiśni, więc uznałam, że to doskonała okazja, by wypróbować przepis na pudding wiśniowy ze strony Gode Cookery. Przepis pochodzi z XIV wieku, z Anglii. Poniżej moja wersja przepisu:
Wzięłam:
szklankę wypestkowanych wiśni
pół – dwie trzecie szklanki cukru brązowego
pół szklanki tokaju
dwie łyżki masła
pół szklanki bułki tartej
Zmiksowałam wiśnie w blenderze, przelałam do garnka, zagotowałam. Dodałam resztę składników (cukier i wino do smaku, bułka aż do konsystencji budyniu), wymieszałam dobrze, zagotowałam.
Podałam w salaterkach ozdobionych różowymi kwiatami floksów (obowiązkowe! oryginalny przepis podkreśla, że kwiatki mają być różowe!) Sezam widoczny na zdjęciach to wypadek przy pracy. (Ech, mieć takie same pojemniki na wszystko…). Zajęło mi to nie więcej, niż pięć minut. W warunkach obozowych problematyczne może być rozdrobnienie owoców, można by przetrzeć je przez sito bądź tkaninę, do przetestowania.
A tak wygląda gotowy pudding, trochę zbyt płynny na ciepło, ale schłodzony łapie galaretkowo-budyniową konsystencję i można go wyłożyć na talerzyk.
Czekają w lodówce na smakoszy... Na zimno też są pyszne!
Wzięłam:
szklankę wypestkowanych wiśni
pół – dwie trzecie szklanki cukru brązowego
pół szklanki tokaju
dwie łyżki masła
pół szklanki bułki tartej
Zmiksowałam wiśnie w blenderze, przelałam do garnka, zagotowałam. Dodałam resztę składników (cukier i wino do smaku, bułka aż do konsystencji budyniu), wymieszałam dobrze, zagotowałam.
Podałam w salaterkach ozdobionych różowymi kwiatami floksów (obowiązkowe! oryginalny przepis podkreśla, że kwiatki mają być różowe!) Sezam widoczny na zdjęciach to wypadek przy pracy. (Ech, mieć takie same pojemniki na wszystko…). Zajęło mi to nie więcej, niż pięć minut. W warunkach obozowych problematyczne może być rozdrobnienie owoców, można by przetrzeć je przez sito bądź tkaninę, do przetestowania.
A tak wygląda gotowy pudding, trochę zbyt płynny na ciepło, ale schłodzony łapie galaretkowo-budyniową konsystencję i można go wyłożyć na talerzyk.
Czekają w lodówce na smakoszy... Na zimno też są pyszne!
wtorek, 24 lipca 2012
In principio ;)
To jest miejsce, w którym chciałabym dzielić się z przyjaciółmi różnymi aktywnościami dotyczącymi rekonstrukcji historycznej. Będzie o szyciu, tkaniu, gotowaniu, wyjazdach i wszystkim, co wpadnie mi w ręce w związku z rekonstruowaniem rozmaitych epok. W tej chwili najczęściej zajmuję się przełomem XII i XIII wieku w Polsce, ale chciałabym pisać o XI wieku na Rusi, przełomie XII/XIII w Europie Zachodniej, a także o latach 1380-1410, ponieważ w przyszłym sezonie chciałabym pojechać pod Grunwald.
Miłego czytania!
Miłego czytania!
Subskrybuj:
Posty (Atom)